W dniu 11 września o godzinie 12 w Wągrowcu przed sądem stanęła Pani Ewa oskarżona z kodeksu karnego o podanie świniom niedozwolonych środków leczniczych (ostatecznie rozprawa został jednak przełożona z powodu braku stawiennictwa jednej z osób na dzień 16 października 2019 r.) Lekiem weterynaryjnym, który został podany była norfloksacyna - lek przeciwbakteryjny z grupy fluorowanych chinolonów (fluorochinolonów).
Jak do tego doszło?
W rozmowie z nami Pani Ewa wskazuje, że od kwietnia 2018 r. współpracowała z firmą Venneker Polska w zakresie tzw. tuczu nakładczego. Jest to polski odział dużej korporacji funkcjonującej na rynku trzody chlewnej, wyspecjalizowanej przede wszystkim w obrocie tucznikiem na rynku duńskim, niemieckim i polskim.
Pani Ewa w rozmowie z nami informuje, że środek, który podawała był przedstawiony przez przedstawiciela firmy jako zakwaszacz, który należy dodawać do paszy. Mówi nam, że nie miała świadomości, iż jest to niedozwolony lek dodając, że "środek miał ten sam kolor i zapach co stosowany wcześniej zakwaszacz a butelki w których go otrzymała nie posiadały etykiet."
Skąd wiadomo, że środek był niedozwolonym lekiem? Pani Ewa wskazuje, że w pewnym momencie przedstawiciel firmy sugerował nie informować służb weterynaryjnych o stosowanym środku i jednocześnie przyznał, że jest to norfloksacyna. Dlaczego Pani Ewa nadal stosowała środek? "Firma Vennekker w związku z podpisaną umową o tucz nakładczy posiadała nasze weksle in blanco i nas nimi szantażowała". Nie mieliśmy wyboru. Świnie, którym był podawany środek oddaliśmy do sprzedaży - firmie współpracującej z Vennekerem (zgodnie z umową).
Hodowcy zgłosili jednak sprawę weterynarii, wskazując, iż najprawdopodobniej otrzymali od firmy wspólpracującej zabroniony środek. Zgodnie z informowacją Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Poznaniu: „Przeprowadzone badania składu jakościowego w kierunku niedeklarowanych aktywnych farmakologicznie substancji wykazały w pobranych próbkach produktów substancje o działaniu przeciwbakteryjnym odpowiednio- w proszku: kolistynę A, kolistynę B, tiamulinę oraz jony siarczanowe, natomiast w płynie norfloksacynę. Wobec powyższych nieprawidłowości sprawę przekazano organom ścigania.”.
Tak zaczęła się droga prawna, która spowodowała istotne następstwa dla Pani Ewy, w tym skierowanie sprawy na drogą sądową z kodeksu karnego. Podanie przez nią świniom zabronionego środka nie budzi wątpliwości. Co jednak z faktem, pozyskania przez nią takiej substancji? Czy organy ścigania dotarły do dostawcy i czy przeanalizowały przyczynę dla której taki śordek znalazł się w obrocie w Polsce u hodowcy świń? Pytania te są bardzo istotne w kontekscie stawianych ostatnio coraz częsciej zarzutów wobec organizatorów tuczu nakładczego.
Swojego oburzenia nie kryje Marcin Bustowski ze Związku Zawodowego Rolników "Solidarni", który od dłuższego czasu zwraca uwagę na możliwe nieprawidłowości przy funkcjonowaniu tuczu nakładczego w Polsce. Działacz zyskał ostatnio popularność wykonując samodzielne badania żywności przenośnym testerem. O tej sprawie pisaliśmy całkiem niedawno: Wybiją nas jak szczury! Badania mięsa przerażają. Marcin Bustowski uważa, że nad jakością żywności w Polsce państwo nie ma kontroli i jemy "syf". Z tezą tą nie zgadza się minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski ale działacz konsekwentnie wskazuje, że zagraża nam niebezpieczeństwo i chętnie fotografuje się w sceneriach budzących niepokój konsumentów.
W przedmiotoej sprawie, Marcin Bustowski uważa, że "zarzuty powinny być postawione firmie, która na podstawie zawartej umowy dostarczała usługi medyczne, lekarze. Powinna też być wyjaśniona rola firmy dostarczającej paszę." Działacz podkreśla, że "do dnia dzisiejszego nie zabezpieczono, zgodnie z zeznaniami oskarżonej oraz dostawcy paszy, magazynu w którym znajdowały się setki butelek (jedna z nich na zdjęciu - przypis redakcji) z niedozwolonym środkiem" i ocenia, że taka postawa prokuratury jest niedopuszczalna.
O komantarz do sprawy poprosiliśmy także Michała Kołodziejczaka. Lider AGROunii wskazał, że z pewnością konieczne jest wdrożenie mechanizmów, które spowodują, że konsumenci uzyskają pewność co do wysokiej jakości żywności produkowanej przez polskich rolników. Dodaje przy tym, iż jest jedym z nich i nie ma wątpliwości, że polscy rolnicy właśnie taką żywność oferują. Jednocześnie zauważa, że od dawna jego organizacja zgłasza fakt, iż żywność pierwszej kategorii jest często eksportowana z Polski a w marketach należacych do zachodnich korporacji bardzo często spotkać można warzywa i owoce ale też mięso z zachodnich krajów Unii Europejskiej, które jakościowo odstają od naszych wyrobów i nie spełniają też oczekiwań zachodnich odbiorócw - "Zwozi się do nas zachodnie śmieci, także te żywnościowe" - stwierdza dosadnie.
Jaki będzie finał sprawy sądowej Pani Ewy? Czy policja i prokuratura zainteresują się całokształtem zagadnienia i ustalą rolę firmy Venneker oraz przede wszystkim znajdą główych winwajców zaistniałej sytuacji? O tym będziemy Was informować na bieżąco.
Dodaj komentarz