fot. Diego San/unsplash.pl
Czy jest nadzieja, by Polska produkcja prosiąt przetrwała obecny kryzys?
W rozmowach polscy producenci prosiat oraz hodowcy prowadzący cykl zamknięty coraz bardziej dramatycznie wypowiadają się o obecnej sytuacji rynkowej. Chociaż Polski rolnik z zasady nie jest zbyt wylewny, nie lubi się dzielić swoimi problemami, to obecna sytuacja bardzo to zmieniła.
Tytułowy cytat to słowa jednego z rolników, z którymi rozmawialiśmy. Nie on jeden dostrzega dramatyczną sytuację. Kumulację problemów pogłębiła tegoroczna fala ASF, która kompletnie rozchwiała rynkiem, występując w rejonach o największej skali produkcji.
Wielu rolników produkujących tucznika wstrzymało się, ze względu na ograniczenia urzędowe i przez niepewną sytuację rynkową. Wielu z powodu braku możliwości sfinansowania zakupu prosiąt przystąpiła do współpracy z firmami kontaktowymi, które korzystają z prosiąt zakupionych w Danii.
Krajowi producenci zostali na lodzie
Zaś krajowi producenci zostali na lodzie i walczą już o przetrwanie z nadzieją na szybką zmianę koniunktury. Nawet jeśli uda się znaleźć nabywcę, muszą obniżyć cenę do poziomu, który nie pokrywa kosztów produkcji. Obecnie świeżo po żniwach, stratę pokrywają zbożem, które wyprodukowali. Jednak to zaraz się skończy. Czy będzie ich stać na kontynuowanie produkcji? W odpowiedzi słyszymy, że NIE. "Zmuszeni będziemy do likwidacji ewentualnie współpracy z korporacjami zagranicznymi, co robi z nas parobków"
Pomoc w Niemczech
W Niemczech ASF pojawił się w zeszłym roku i Niemcy utracili możliwość sprzedaży na tak lukratywny rynek jak Chiny. Jednak w ubiegłym tygodniu powołano sztab kryzysowy z polecenia minister rolnictwa, na którym podjęto decyzję o szybkiej krótkoterminowej pomocy dla tego sektora rolnictwa.
Uważają bowiem, że nie mogą sobie pozwolić na przejęcie rynku przez korporacje, na uzależnienie się od nich, czy od importu. Dlatego by uniknąć uwag ze strony UE, wykorzystują ciągle niepewną sytuację z COVID-19 i część pomocy kierują jako pomoc “pandemiczną”. Czy polscy rolnicy, a w szczególności ci, którzy mają lochy, mogą liczyć na wsparcie?
104 potwierdzone ogniska ASF
Każdy kolejny rok przynosi nam niechlubne rekordy, a tegoroczny "sezon" na ogniska w stadach świń jeszcze się nie zakończył. Gdyby nie działania AGROunii i Michała Kołodziejczaka, to produkcja trzody umierałaby w ciszy, będąc jednocześnie zastępowaną przez tucz nakładczy.
Komu się wydaje, że nieszablonowe działania AGROunii nie przynoszą efektu, jest w dużym błędzie. To w ich wyniku w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi (MRiRW) wybucha panika. Rozpoczęto natychmiastowe poszukiwanie jakichkolwiek instrumentów pomocy, a nawet sięgania po stare. Tak jak ma to miejsce w tym roku.
Walka z ASF
W mediach rozpoczęła się też debata nad skutecznością walki z ASF, co wyjątkowo boli rządzących. Jednak, jak zauważają działacze AGROunii, to stanowczo za mało. Są zdania, że powinno się zaplanować długofalową strategię walki z ASF.
Działacze zapewniają, że nawet w obecnie funkcjonujących przepisach istnieją instrumenty, które można by lepiej wykorzystać. Zwracali na nie uwagę już na spotkaniach w ministerstwie czy w siedzibie Głównego Inspektoratu Weterynarii. Cześć z nich jest wdrażana, niestety z wieloletnim opóźnieniem. Dobrym przykładem na to są usprawnienia w przemieszczeniu. Chodziło o błahostkę - o możliwość wnioskowania o zgodę za pomocą e-maila i taki sam odbiór wniosku.
Działania AGROunii
Działacze AGROunii starali się także o korzystanie z możliwości wprowadzenie monitoringu biernego, jako podstawy do wydawania zgód (bez każdorazowego badania świń). Niestety trzeba było czekać kolejne lata, by instytucje poszły w końcu po rozum do głowy.
Pomysł AGROunii okazał się niezwykłe trafny. Pod koniec ubiegłego roku, wiele wniosków o zdjęcie obszarów, odrzucono ze względu na brak monitoringu biernego (pobieranie prób od 2 pierwszy padłych sztuk w każdym tygodniu).
Monitoring czynny (pobieranie krwi przed każdą sprzedażą) jest niezwykle kosztowny. Z powodu braku laboratoriów wyniki badań przychodzą z dużym opóźnieniem, czasami laboratoria nie przekazują ich w terminie, blokując sprzedaż i narażając hodowców na kolejne koszty. Można było tego uniknąć już dawno.
Kolejna kwestia, to program wyrównania utraconego dochodu, w którym zwracano uwagę na problem szacowania strat przy zwiększeniu produkcji, czy na zamknięcie cyklu produkcyjnego. Obecnie jeden z nich jest lekko zmieniony (uwzględniono możliwość zwiększenia produkcji o 25%).
Zastrzeżenia AGROunii
Ciągle również nie zweryfikowano zastrzeżeń AGROunii do zasadności pomocy na wyrównanie kwoty obniżonego dochodu dla producentów świń z dla firmy kontraktacyjnej, która bezpośrednio poprzez swoich pełnomocników składała wnioski o pomoc do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (ARiMR). AGROunia poprosiła ministra Giżyńskiego (w obecności ministra Ardanowskiego) o analizę prawną, ale ciągle jej nie otrzymała.
Należy również wspomnieć o spektakularnym wydarzeniu pod Polskim Związkiem Łowieckim (PZŁ), gdzie działacze AGROunii domagali się od większego zaangażowania w walkę z chorobą. W Warszawie działacze AGROunii rozrzucili bele słomy, przykuli się do nich. Policja brutalnie ich spacyfikowała. Działacze AGROunii domagali się zmian, które zakończą ignorancję problemów rolników.
Niewiele osób ma świadomość powyższych działań AGROunii i tego, jak wielki wpływ mają na rzeczywistość. Patrząc na powyższe widać też, jak mierna i bierna jest władza w Polsce.
Felieton działacza AGROunii
Dodaj komentarz