Do dziś pan Zemelka dobrowolnie ma opuścić swoje gospodarstwo. Problem w tym, że długi, za które ma wynieść się z domu, nie istnieją. Odkręcanie tych skandalicznych błędów, jest sprawą bardzo trudną. Szereg błędów, do których od 12 lat organy państwowe nie chcą się przyznać, sprawiają, że pan Adrian Zemelka ma zostać pozbawiony nie tylko swojego gospodarstwa, ale jak mówi- swojej tożsamości. “Kiedy Państwo przyzna się do błędu?” - pyta w rozmowie z Agrolajt.pl Zemelka.
Adrian Zemelka od zawsze mieszkał w Pawłowie. Już w wieku 21 lat, jako pierwszy rolnik w okolicy trzymał krowy w oborze wolnostanowiskowej. W 2002 roku jako pierwszy w okolicy kupił ładowarkę teleskopową. Hodowlę prowadził do 2008 roku, dopóki nie został aresztowany. Zakład karny opuścił w połowie 2017 roku, jako osoba bezdomna.
“Państwo polskie ścina drzewo, a dwa lata później chce zbierać z niego jabłka i twierdzi, że są pyszne”
Nie miał się dokąd podziać, gospodarstwo już do niego nie należało, grunty trafiły w obce ręce. Nie mógł mieszkać we własnym domu, bo nie był w stanie kupić prądu. Przez dwa lata tułał się po okolicy, co wcale nie musiało mieć miejsca, gdyż w 2019 roku sąd stwierdził, że był właścicielem domu.
“Ja nie przeczę- zachowałem się nikczemnie te 15 lat temu i Państwo polskie skazało mnie, nie kwestionuję faktu skazania, ja jestem z wymiarem sprawiedliwości rozliczony. Tylko pytanie jest, czy wymiar sprawiedliwości jest rozliczony ze mną? Państwo pokazało, że działa, skazując mnie, ale w mojej drugiej sprawie pokazało, że nie działa. Państwo działa tam, gdzie jemu pasuje. Kiedy Państwo przyzna się do błędu? Kiedy sędziowie przyznają się do błędu? Czy ktokolwiek słyszał o czymś takim? Michał Kołodziejczak trafnie stwierdził, że państwo słabo działa. U mnie się skompromitowało. Totalna kompromitacja. Państwo polskie ścina drzewo, a dwa lata później chce zbierać z niego jabłka i twierdzi, że są pyszne.To porównanie jest idealne przy absurdach w mojej sprawie.” - mówi.
Zlicytowane gospodarstwo
Pan Zemelka miał długi na ok. 60 tys. zł, które do 2012 roku zostały spłacone. Równocześnie, gdy spłacał długi, komornik bez jego wiedzy prowadził postępowanie. Pojawiali się kolejni wierzyciele. Dług nagle urósł do 900 tys. zł, według pana Zemelki całkowicie niesłusznie. Podczas pobytu w więzieniu gospodarstwo zostało zlicytowane. Zemelka o sprawie dowiedział się w 2013 roku. Jego niemal 40-hektarowe gospodarstwo zostało oszacowane na 1,5 miliona złotych, czyli o wiele mniej, niż wynosiła jego rzeczywista wartość. Do sprzedaży nieruchomości doszło podczas drugiej licytacji - za milion złotych.
Wszystkie listy w sprawie były wysyłane na adres domowy podczas gdy pan Zemelka był w więzieniu. “Sąd też wiedział o tym, że ja nie byłem o niczym informowany”- mówi rolnik. Nie mógł podważyć istnienia długu, nie miał szansy się bronić. Gdyby mógłby w tamtym czasie się wytłumaczyć, do licytacji by nie doszło.
Ani o komorniku, ani o licytacji przez ten cały czas nie była informowana także mama pana Zemelki, która ma prawo do dożywotniego użytkowania nieruchomości. W pismach od komornika, czy sądu nie była brana pod uwagę, więc w żaden sposób nie mogła działać, stanąć w obronie rodzinnego gospodarstwa. Z biegiem czasu coraz więcej błędów organów wychodziło na jaw. Sprawy nowych długów nigdy nie zostały wszczęte, bo gdy tylko pan Zemelka się o nich dowiedział, zaskarżył je i zostały ostatecznie zamknięte. Tyle że było to 4 lata po licytacji. Według pana Zemelki cała sprawa została zaplanowana, by z premedytacją pozbawić go ziemi.
W sprawę zaangażowany był Sąd Rejonowy w Raciborzu i Sąd Okręgowy w Gliwicach. Milion złotych z licytacji do dziś “leży” w depozycie sądowym. Pieniądze powinny zostać wpłacone wierzycielom, upominającym się o długi. Tyle że wierzycieli nie ma. Nigdy ich nie było. “Obecnie sąd nie wie, co z pieniędzmi zrobić, gdyż przepisy tego nie regulują”- mówi Zemelka. Sam komornik usłyszał zarzuty. W tej sprawie skontaktowaliśmy się z Krajową Radą Komorniczą.
Sąsiedzi właścicielami gospodarstwa
W licytacji wzięli udział sąsiedzi pana Zemelki. Od kiedy trwa sprawa, nie mieli ze sobą kontaktu.
“Mieszkają praktycznie naprzeciwko mnie. Jak ja wychodzę, to się odwracają. Im jest głupio. Gdyby oni nie weszli w ten nikczemny proceder, to by nie zrobili problemu ani sobie, ani mi, a komornik musiałby umorzyć sprawę. Nasi ojcowie to byli najwięksi przyjaciele. Ja wiem, że oni żałują.” - mówi pan Zemelka.
Sąsiedzi przez ostatnie lata kilkukrotnie zwracali się do sądu o zwrot pieniędzy. Sąd za każdym razem odmawiał. Dziś nie mają ani pieniędzy, ani ziemi. Jak mówi nasz rozmówca- “skoro nie nie mogą odzyskać pieniędzy, chcą dostać ziemię. Rękoma komornika”.
Komornik już czeka
Zgodnie z zawiadomieniem od komornika pan Zemelka do dziś ma dobrowolnie opuścić gospodarstwo. Jeżeli tego nie zrobi, w asyście policji może zostać usunięty. Jak zapowiada w rozmowie z portalem Agrolajt.pl będzie się odwoływać, bo nie ma, jak twierdzi “zamiaru spełniać zachcianek komornika”.
Sprawa się nie kończy, chociaż możliwość jej rozwiązania pozostaje w gestii tylko dwóch organów - . Pan Zemelka miał jeszcze dwie opcje walki o swoje- wystąpić do Prokuratora Krajowego albo Rzecznika Praw Obywatelski w sprawie skargi nadzwyczajnej. Rolnik zwrócił się do obu. Prokurator generalny “umył ręce”.
Ostatnia deska ratunku
Ostatnią nadzieją dla pana Zemelki jest więc interwencja RPO. Jak sam Zemelka przyznaje, bardzo dużą nadzieję upatruje w rzeczniku, który spośród wszystkich zgłaszanych do niego spraw, zainteresował się właśnie jego i bardzo szybko zareagował.
Z biegiem lat w swojej sprawie kontaktował się także z Ministerstwem Sprawiedliwości, prezesami sądów- by jak sam przyznaje “wstrzymali tę haniebną procedurę. Widzi, że każdy sędzia wie, że tu jest jeden wielki kosmos, ale sędziowie idą w zaparte, żeby nie ponieść konsekwencji”.
Nieustanna, wieloletnia walka o gospodarstwo
W kwietniu minie 10 lat od licytacji, obecnie już od 9 lat walczy o swoją ziemię. Dziś zwracają się do niego rolnicy z podobnymi problemami, pomaga im, tak samo jak nieustannie walczy o swoje gospodarstwo.
“Mam 100 kg dokumentów w tej sprawie. Nie współpracuje z prawnikiem, ale tylko dlatego, że nie mam już siły im się tłumaczyć, co należy robić. Tu ogrom absurdów sądowych urasta do rangi paranoi. Ja sprawę znam na pamięć. Wiem, co należy zrobić. Żaden prawnik nie jest w stanie mnie zaskoczyć, ja w niej siedzę 9 lat. Niestety, żaden organ państwowy nie bierze pod uwagę czynnika ludzkiego. To gospodarstwo stanowi moją tożsamość. To miejsce, gdzie się urodziłem i wychowałem”- przyznaje pan Zemelka.
Dodaj komentarz