Bezpieczeństwo żywnościowe, które od wybuchu wojny jest na ustach wszystkich polityków odchodzi w zapomnienie. Mówią o tym dane. Przygotujmy się na droższy gaz, droższe nawozy. Mniej paszy, mniej mięsa. Pierwszym z polityków, który ostrzegał i dawał rozwiązania na tacy był lider AGROunii. „Robić zapasy, wstrzymać eksport nawozów.” - grzmiał kilka miesięcy temu Michał Kołodziejczak.
Rząd uspokaja, że więcej eksportujemy niż przywozimy do nas, więc gdyby tak zamknąć granice – będziemy bezpieczni. Nie do końca. Bezpieczeństwo żywnościowe to sytuacja, w której wszyscy ludzie mają dostęp do wystarczającej i zdrowej żywności zapewniającej aktywne życie. Dlatego nie najemy się tak popularnymi u nas pieczarkami. Potrzebujemy zbilansowanych posiłków. Już niedługo będą one tak drogie, że nie każdego będzie na nie stać. Także w Polsce.
Niestety, trend widać już wyraźnie w krajach afrykańskich. Coraz więcej osób głoduje, coraz więcej umiera z głodu. Każdy 1% wzrostu cen to kolejne 10 mln ludzi w ubóstwie - podaje Bank Światowy. W 2021r. ceny żywności oszalały. To najgorsza sytuacja od 30 lat. Dlaczego? Wpływ na to mają: wzrost liczby ludności na świecie, zmiany klimatu, wzrost cen, a także zjawiska nieprzewidziane, jak wojna czy pandemia.
Wojna pogarsza sytuację
Zagrożeniem dla zapewnienia żywności na świecie jest też trwająca wojna w Ukrainie. O ile kraje UE mogą być względnie spokojne o swoje potrzeby, na ich barkach może spocząć obowiązek wyżywienia reszty świata. Pszenica produkowana w Rosji i Ukrainie to 30% światowego rynku. Ponad 50 krajów polega na ich dostawach, a Egipt, Turcja czy Liban są od nich całkowicie zależne.
Problemy z wysokimi cenami i dostępnością żywności mogą rodzić konflikty zbrojne i zwiększać migracje ludności zwłaszcza w Afryce i na Bliskim Wschodzie. Najbardziej ucierpią najbiedniejsze kraje. Już teraz ONZ zmniejsza pomoc i racje żywnościowe, bo za 1 $ można kupić o wiele mniej. Już dziś wybieramy: czy pomóc głodującym dzieciom czy tym, które umierają z głodu.
Nawozy w centrum uwagi
Kiedy patrzymy na obecną sytuację na świecie widzimy, że podstawowa zasada ekonomii może nie zadziałać. Rynek nie naprawi się sam. Widząc rosnące ceny rolnicy powinni produkować więcej, a więcej towaru to spadek cen.
Problem w tym, że do tego potrzebny jest nawóz, a ten jest albo ekstremalnie drogi albo niedostępny. Przez wysokie ceny gazu fabryki ograniczyły produkcję. Embargo nałożone na Rosję i Białoruś to jeszcze większy cios – to najwięksi producenci nawozów na świecie. Szacuje się, że przez zmniejszenia dawek nawozów plony mogą spaść o 20 %. Pogorszy się jakość i wartości odżywcze dla ludzi i zwierząt hodowlanych. Gorsza kondycja zwierząt to mniej mięsa na rynku. Do tego dochodzą wysokie koszty transportu. Każdy etap w łańcuchu ma znaczenie.
Agroinflacja
Wielka Brytania od kilku lat bada zmiany kosztów w rolnictwie za pomocą specjalnego wskaźnika. Bierze on pod uwagę ceny paliwa, paszy, nawozów, środków itd. Jak wyliczyli angielscy rolnicy, średnie koszty w gospodarstwach wzrosły w ciągu roku o blisko 50%.
To musi przełożyć się na ceny żywności. Pytanie w jakim stopniu rolnicy będą w stanie dalej funkcjonować przy takich nakładach. Niektóre kraje próbują w jakiś sposób wspomóc rolników przez dotacje. Zaproponowane przez polski rząd dopłaty do nawozów dla rolników to działanie zdecydowanie spóźnione.
Dotacja ograniczona jest do 50 ha, a zatem rolnicy, którzy produkują najwięcej i najbardziej odczuwają wzrost cen i stóp procentowych są z programu wykluczeni. Przez skomplikowane zasady naliczania trudno określić, ilu rolników faktycznie otrzyma pomoc. Akcja zapowiadana z wielką pompą nie przyniesie żadnych efektów w portfelach rolników, a tym bardziej konsumentów.
Dodaj komentarz