Już w 2019 mówiło się wiele o rosnącej dziurze na rynku pracy w Niemczech. W sezonie - pod koniec czerwca - według danych Eurostatu brakowało tam 1,4 mln rąk do pracy. Wakaty w skali ostatnich dwunastu miesięcy to prawie 200 tys miejsc pracy. To oznacza, że Niemcy wręcz oczekują przyjazdu pracowników zza wschodniej granicy.
Od dawna mówiło się też, że fala Ukraińców, którzy przyjechali do Polski w celach zarobkowych, prawdopodobnie potraktuje nasz kraj jako przystanek, przed podróżą do Niemiec. Otwarcie granic niemieckich wraz z początkiem 2020 pokaże czy rzeczywiście Ukraińcy masowo wyjadą tam do pracy.
Jak to przełoży się na naszą gospodarkę? To zależy od skali tych przenosin. Obecnie szacuje się, że na terenie Polski jest około 1,2 mln Ukraińców, a jedna czwarta z nich deklaruje, że chce wyjechać dalej na zachód. Na pewno dla części Ukraińców, zwłaszcza tych wykonujących prace w których rolę odgrywa język, łatwiej będzie zostać w Polsce. Wielu z nich polski zna nieźle, albo średnio, ale niemieckiego wcale. Jednakże ci, którzy wykonują prace niezwiązane z językiem, bez przeszkód właściwie, mogą jechać do pracy do Niemiec. To oznacza, że wielu polskich rolników straci sezonowych pracowników, nie jest bowiem tajemnicą, że wiele gospodarstw zatrudniało w okresie letnim i nie tylko naszych wschodnich sąsiadów. Trzeba będzie zatrudnić pracowników tych, którzy zostaną, należy także przygotować się na wzrost stawek dla pracowników - czy to z Ukrainy, czy z Polski. Ich mniejsza ilość zapewne przełoży się na wyższe zarobki.
Jak to wpłynie na całościowe funkcjonowanie produkcji żywności? Zapewne trzeba będzie liczyć się ze wzrostem kosztów produkcji, co negatywnie wpłynie na mniejszych przedsiębiorców, ale wszyscy odczują skutki tej zmiany. Teraz trzeba pilnie obserwować skalę wyjazdów pracowników z Ukrainy, żeby przygotować się zmiany, jakie zajdą w sezonie…
Autorka: Malwina Napiórkowska
Dodaj komentarz