Wygląda na to, że przedwyborczy serial w wykonaniu PSL, PO i SLD się skończył. Właśnie każda z tych partii ogłosiła, że idzie do jesiennych wyborów oddzielnie. Jest to oczywista droga do zwycięstwa PIS-u oraz do zdobycia parlamentarnych stołków dla pojedynczych działaczy partyjnych PO.
Rozwód przed ślubem
PSL, jak kapryśna panna młoda wybrzydzała, aż została sama. PO, jak narcystyczny pan młody pewny swego przeliczył się i także został sam. SLD niby stateczny stary kawaler, a romansuje z Robertem Biedroniem.
Wszyscy oficjalnie zapowiadali spektakularny ślub, ale wymagania okazały się nie do pogodzenia. Ślubu więc nie będzie. Analizy polityczne pokazują, że nawet wesela może nie być. Jesienią w parlamencie może zabraknąć działaczy PSL-u. Do Sejmu mogą dołączyć nieliczni z PO i z prawdopodobnej koalicji Czarzastego z Biedroniem.
Bezlitosny D’Hondt
Metoda D’Hondta stosowana do podziału mandatów w systemach wyborczych opartych na proporcjonalnej reprezentacji z listami partyjnymi faworyzuje największych. A te partie, które nieosiągną progu wyborczego w praktyce wzmacniają zwycięzców. Może się okazać, że małe partyjki z małym poparciem, ale i PSL uzyskają po 2-4 % poparcia i pomogą PIS-owi osiągnąć druzgocące zwycięstwo. Jesienią dla opozycji będzie, jak na Titanicu, który tonął ale orkiestra wciąż grała. Dla PIS będzie to jednak orkiestra głosząca zwycięstwo.
Kto ślubu nie planował...
Być może próg wyborczy przebije świeża partia Kołodziejczaka. Młody lider ma wyjątkową szansę nie tyle wprowadzić do Sejmu kilku posłów, co odesłać na emeryturę wielu działaczy PSL-u. Kto zatem zdobędzie serca i głosy na wsi?
Ardan +
Dodaj komentarz