Lobbyści znaleźli narzędzie do zwalczania rolników?!

Dziwny pomysł w Parlamencie Europejskim. Podatek od mięsa. Godzi jak nóż w interesy rolników hodujących zwierzęta i konsumentów, którzy w codziennej diecie potrzebują białka. Czy to efekt działania lobbystów reprezentujących fabryki sztucznego mięsa, które niebawem mają zostać uruchomione? A może to pomysł producentów dochodowej branży vege?

Czy troska o środowisko stała się narzędziem do eliminacji produkcji mięsnej?

Bruksela jest stolicą Unii Europejskiej, ale jest także stolicą europejskiego lobbingu. Oficjalnie w Parlamencie Europejskim jest zarejestrowanych 3,2 tys. lobbystów, nieoficjalnie mówi się, że może ich być nawet 30 tysięcy.  Reprezentują oni różne korporacje, które wpływają na prawo stanowione w UE. Czy to oni stoją za nowym pomysłem Parlamentu Europejskiego, który ma dotyczyć wprowadzenia podatku od mięsa? Tłumaczenie wprowadzenia takiego podatku jest mgliste:  

- Nadszedł czas, abyśmy podjęli zdecydowane działania w zakresie polityki dotyczącej wpływu białka zwierzęcego na środowisko, którego cena jest sztucznie utrzymywana na zbyt niskim poziomie przez zdecydowanie zbyt długi czas. Mamy tu rozwiązanie, które jest sprawiedliwe dla rolników i wspiera przejście na system żywności oparty w większym stopniu na roślinach, którego tak pilnie potrzebujemy, jeśli poważnie myślimy o łagodzeniu zmian klimatu – podaje Philip Mansbridge, dyrektor ProVeg International w Wielkiej Brytanii, jednego z członków Koalicji TAPP.

Co wynika z tej wypowiedzi?

Ni mniej, ni więcej, można to wytłumaczyć tak: w szczytnym celu, (troska o środowisko, a jakże!) podniesiemy Wam ceny mięsa, bo chcemy, abyście spożywali więcej produktów pochodzenia roślinnego niż mięsa i przy tym jeszcze myśleli, że ratujecie planetę przed katastrofą. W praktyce: dzięki temu będzie zredukowana produkcja mięsa.

Pytanie o wolność i podstawowe prawa rynku

Po pierwsze, dlaczego przez paskudne narzędzie, jakim jest cena człowiek ma być zmuszany do wyboru spożywania roślin zamiast mięsa? Wiadomo, biedniejszy jak zawsze będzie na straconej pozycji, bo kupi to, co jest tańsze, a bogatego będzie stać na droższy produkt mięsny (spokojnie, o środowisko zatroszczą się biedni!).

Zatem o jakiej sprawiedliwości mówi cytowany dyrektor ProVeg Interntional (zwróć uwagę na nazwę: P-r-o-V-e-g)? Bo rachunek jest bardzo nierówny, patrząc gołym okiem: za rzekomą troskę o ekologię zapłacą biedni, nie bogaci (tak jak futer z prawdziwych zwierząt też nie kupują biedne klientki tylko raczej zamożne).

Po drugie, gdzie tu jest miejsce na niewidzialną rękę rynku? Przecież nic innego jak zapotrzebowanie reguluje podaż i ceny. A tu mamy do czynienia ze sztuczną regulacją ceny mięsa (prawie jak za komuny!) tylko po to, aby zmniejszyć jego produkcję. Znowu ucierpią na tym rolnicy, i to ci najsłabsi, którzy nie mają etatowych lobbystów w Brukseli ani ochrony wielkich korporacji.

Czemu to służy?

Sytuacja, z którą mamy do czynienia, jest kuriozalna, toteż warto by pomyśleć, co się za tym kryje. Być może chodzi o to, aby wyeliminować tradycyjne mięso z rynku na rzecz  sztucznego „mięsa” z probówek, o czym poinformowała ostatnio firma Memphis Meat z USA. Trzeba śledzić dalszy rozwój wydarzeń, by przekonać się, o co chodzi z tą naglą chęcią zabicia produkcji mięsa. Czyje interesy za tym stoją i kto z opisanej sytuacji uzyska najwięcej korzyści?

Joanna Kowalczyk

Dodaj komentarz

Komentarze