Fot. https://www.reddit.com/
Unia Europejska przymierza się do nowego podatku. Nazywa się podatkiem od mięsa, ale w gruncie rzeczy to podatek od bąków, które "puszczają" zwierzęta hodowlane. Dlaczego Unia wstydzi się nazwać rzeczy po imieniu? O co w tym wszystkim chodzi?
Na początku ustalmy sprawę podstawową – od czego w końcu jest ten podatek: od mięsa czy od bąków zwierząt? Nazwa medialna mówi, że od mięsa, ale to podatek rodem ze Śmiechu warte, bo od bąków zwierząt hodowanych w gospodarstwach. Nic dziwnego, że Unia nie nazwała rzeczy po imieniu, bo nawet koń by się uśmiał z tego absurdu. Powtórzmy: absurdu! Absurdalnego pomysłu, który mógł zrodzić się tylko w Brukseli, by wprowadzić podatek od bąków.
Nie śmiej się, bo to niepoprawne politycznie
Tak, podatek od bąków jest bardzo agresywnie forsowany w Unii, bo zwierzęta hodowlane emitują 4 procent gazów cieplarnianych do atmosfery. Całe 4 procent, by zaspokoić potrzeby żywieniowe ludzi na całej planecie. Ten problem jest sztucznie rozdmuchiwany. Przekonamy się o tym, gdy powołamy się na fakt, że 80 procent wspomnianych gazów emituje przemysł energetyczny. Czy w trosce o środowisko nie byłoby lepiej, gdyby zająć się, ale na poważnie, redukcją emisji śladu węglowego właśnie przez przemysł energetyczny? Lepiej. Ale wiadomo, że w tej arcyśmiesznej sytuacji najprawdopodobniej nie chodzi o środowisko, ale o załatwienie interesów firm, które już zacierają ręce na zarobienie kolejnych miliardów dolarów. W grze o takie pieniądze nikomu nie jest do śmiechu, nawet gdy zarobić można nawet na puszczaniu (albo niepuszczaniu) bąków.
ProVeg puściło przed nosem rolników i konsumentów bardzo śmierdzącego bąka?
Organizacja jest jednym ze sprawców powstania pomysłu, aby wprowadzić podatek od mięsa (tzn. bąków) i tak wygórować ceny, aby spożycie mięsa gwałtownie spadło. Jednym słowem, aby ludzi nie było stać na schabowego, rosół czy golonkę. A wszystko w trosce o środowisko – mniej będzie hodowanych zwierząt, mniejsza będzie emisja gazów cieplarnianych. Na swoim Facebooku organizacja pisze jasno o swoim celu: „Naszą misją jest redukcja światowego spożycia mięsa o 50% do 2040 roku”. Co to znaczy dla konsumenta: że musi dobrze zapamiętać smak mięsa, bo wkrótce będzie go jadał jak pomarańcze za komuny – tylko na święta. Co to znaczy dla hodowców zwierząt: że do 2040 roku połowa z nich zostanie zlikwidowana. – Ten podatek to kolejny powód do obaw o przyszłość mojego gospodarstwa. Firmy kontraktowe już pukają do moich drzwi i waham się, czy nie skorzystać z ich oferty. Na razie bronię się, mimo że mam wiele obciążeń i strat związanych z ASF. Nie chcę przyjmować ich oferty z obawy przed utratą niezależności i kontroli nad własnym gospodarstwem. Uważam, że takie rozwiązane zaszkodzi mojemu gospodarstwu. Myślę też o konsumentach, bo mam świadomość, z czym wiąże się produkcja pod dyktando firmy kontraktowej, która myśli o maksymalizacji swoich zysków – komentuje całą sprawę Jarosław Wojtaszak, doświadczony producent trzody chlewnej z Lubelszczyzny.
Wielkie pieniądze w tle
Wiadomo, że skoro spożycie mięsa ma drastycznie spaść, to już w magazynach czekają produkty wielkich koncernów, które z amerykańskim uśmiechem na ustach wcisną nam jakieś produkty tanie w produkcji, dobrze zakonserwowane, wysokoprzetworzone, mało zdrowe, ale zapewne w kolorowych plastikowych tackach, poręcznie zawinięte folijką i oczywiście włożone do sporego pudekła zwiększającego objętość produktu. Produkt zapewne będzie opatrzony znaczkiem „jedynej, słusznej, poprawnej” i koniecznie najmodniejszej „religii” vege. Zapewne szybciej i łatwiej wytworzyć coś w fabryce niż czekać na rezultaty pracy hodowców.
Czy podatek od bąków powinien Cię dziwić?
Nie. Michał Kołodziejczak w niedawnej rozmowie w Superstacji powiedział, że były już prezes korporacji Nestle stwierdził, że woda nie może być produktem ogólnodostępnym, a powinna być sprywatyzowana. Wiadomo, Nestle już liczyło w myślach zyski, bo raczej z wielkim korpobiznesem nikt by nie wygrał.
Ekologiczna hipokryzja
Gdyby nie to, że już ktoś liczy zyski, wykorzystując aktywność ruchów ekologicznych, to emisję gazów cieplarnianych przez zwierzęta hodowlane można by z powodzeniem ograniczyć. Dla przykładu, w Danii i na Węgrzech działają biogazownie w gospodarswach rolnych. Te biogazownie wykorzystują właśnie gazy zwierząt i też można na tym nieźle zarobić. Szkopuł w tym, że nie wielkie korporacje, tylko rolnicy.
Rolnik osaczony przez wielkie interesy
Od najdawniejszych czasów rolnicy byli najniżej drabiny społecznej. Musieli wyżywić wszystkich ponad sobą. Niestety, w przypadku unijnego podatku od mięsa jest tak samo. Unia planuje na tym podatku zarobić miliardy euro. Na co pójdą te pieniądze? Teoretycznie na rolników, a praktycznie na organizacje typu ProVeg, które występują przeciwko hodowli zwierząt. To nie wszystko: dzięki podwyżkom cen mięsa klient odejdzie ze sklepu mięsnego i przerzuci się na produkty z serii vege, bo nie będzie mieć innego wyjścia. Nie będzie go stać na to, co chciałby jadać i kupi to, na co go będzie stać.
Joanna Kowalczyk
Dodaj komentarz
Komentarze
Lobbyści, cwaniacy, którzy wyszukują okazje, tzw. dziury w prawodawstwie, dzięki którym tworzą biznesy które przynoszą zyski bez brudzenia rąk.
Unia to wymyśliła czy lobbyści którzy chcą to UE "sprzedać"? Uprawiacie propagandę rodem szurii z Konfederacji albo PiS...obrzydliwe